Wycieczka do (o)Koła
Data: piątek-niedziela, 3-5 wrzesień 2021

Po zimnym i deszczowym sierpniu, pierwsze dni września okazały się bardzo ciepłe. Nie czekając, aż pogoda się zmieni postanowiłem wybrać się na rowerowy wypad z sakwami za miasto. Przecież w zimnie i deszczu będę mógł jeszcze jeździć całą jesień. Jeśli chodzi o kierunek wyprawy, to decyzję podjąłem w ostatniej chwili. Poszukałem na mapie miejsc, gdzie mnie jeszcze nie było i wpadłem na pomysł, że pojadę zwiedzić Turek. A na kolejny etap wyprawy miałem zaplanowane już wcześniej ognisko ze znajomymi w Sokolnikach Lesie.
Trochę Lutomierska
Posesja z fantazją
Malanów
W Malanowie zatrzymałem się głównie po to, aby zobaczyć jak się ma tamtejszy dwór. I okazało się, że dwór to już się raczej nie ma. Po przybyciu na miejsce myślałem, że został zrównany z ziemią, ale jak wszedłem głębiej w krzaki to znalazły się jeszcze jakieś szczątki.


Relacja z drogi
Przemieszałem się po przyjemnych i równych drogach szutrowych oraz mało uczęszczanych drogach asfaltowych. Ale prędkość średnia mojego przejazdu nie była rekordowa. A to za sprawą silnego wiatru, przez który każdy kilometr drogi był przeze mnie solidnie wypracowany. Zamiast się załamywać, myślałem sobie o pozytywnych aspektach tego wysiłku. Pierwszy to aspekt treningowy. A drugi wynikał z wizji dnia następnego, gdyż miałem zaplanowane przemieszczanie się na wschód. I już czułem jak ten sam wiatr będzie mnie pchał w plecy.
Dworek Kurczewskich
Po drodze odwiedziłem dworek należący do rodziny Kurczewskich. Będąc tam miałem wrażenie, że tutaj bracia Grimm mogli by czerpać inspirację do bajki o Królewnie Śnieżce. Dojście do budynku jest chronione przez gęstą zieleń, która przejęła kontrolę nad terenem. Z informacji powielanych w internecie wynika, że historia ludzi tu niegdyś żyjących wpisuje się też w konwencję twórczości wspomnianych braci. W roku 1919 na dwór napadli bandyci i wymordowali domowników, a z rzezi ocalała tylko jedna osoba.

Tur nad Nerem


Uniejów
Nocleg nad Wartą
Minąłem Uniejów i zacząłem jechać wałami Warty na północ. Robiło się ciemno, więc to był już czas na szukanie miejsca noclegowego. Ku mojemu zdziwieniu prawie nie było komarów. Więc zdecydowałem się rozbić obozowisko nad rzeką. Położyłem się spać wcześnie w nadziei, że rano porobię zdjęcia mglistemu porankowi.

Poranek rzeczywiście nie zawiódł. Obudziłem się o szóstej, tuż przed wschodem słońca. Przyznam, że początkowo nie chciało mi się wyjść z ciepłego śpiwora. Ale było warto. Mogłem obserwować cały proces początku nowego dnia. Najpierw była szarość mgły, przez którą nieśmiało przebijały się kontury drzew i krzewów. Później te szarości zostały powoli wyparte przez pomarańczowe odcienie wschodzącego słońca. Aby na końcu rozchodzące się mgły odsłoniły głęboki błękit nieba. Takie spektakle to jeden z głównych powodów dlaczego tak lubię noclegi na dziko.
Ale nie wszystko było takie kolorowe. Po porannym chodzeniu po łące przemokły mi buty. A przed dalszą drogą musiałem swoje odczekać. Tarp, śpiwór, moskitiera- to wszystko po nocy było pokryte warstwą wilgoci. Więc trzeba było je podsuszyć, aby nie wozić ze sobą dodatkowej wody oraz aby nic nie pogniło.
Wały Warty
Tak naprawdę to już wcześniejszego dnia wiedziałem, że do obiecanego na początku wpisu Turku to ja nie pojadę. Za bardzo spodobała mi się droga na wałach Warty. Jadąc na takim podwyższeniu miałem dobry widok na okolicę. Co moment w zasięgu wzroku pojawiały różne ptaki. Były to głównie czaple, żurawie oraz mniejsze ptaki drapieżne. Ale udało mi się też spotkać też dwa orły. Tutaj pochwalę się, że o ile wcześniej orła to ja widziałem tylko w zoo i w godle Polski to w tym roku na wolności widziałem ich już kilka i to w różnych częściach naszego kraju: na Wysoczyźnie Elbląskiej, w Nadwarciańskim Parku Krajobrazowym oraz na Kaszubach. Z wymienionych miejsc to właśnie pokonując tą trasa czułem najwięcej radości. Myślę, że to dlatego, że spokojnie i bez spinania się po prostu jechałem delektując się okolicą. Nawet znalazłem czas, aby zatrzymać się przy rzece i urządzić degustację pewnego napoju do którego przygotowania użyto ekstraktów chmielu.
Koło
I tak w pewnym momencie dojechałem do Koła. Tak naprawdę to w Kole, tak jak i w Turku to też nigdy nie byłem. Do tej po pory kojarzyło mi się tylko z ruinami zamku. Teraz już wiem, że samo miasto też jest ciekawe i warte odwiedzenia.
Z Koła do Sokolnik Lasu
Ni stąd ni zowąd zrobiła się godzina piętnasta. A ja przecież wieczorem miałem być w Sokolnikach, do których zostało mi siedemdziesiąt kilometrów. Opowiadałem wcześniej o wietrze, który miał mnie pchać w plecy. Okazało się, że dzisiaj nadal wiał z tą samą mocą, tylko zmienił zwrot. I znów wiał mi w twarz. Więc jedyne co mogłem zrobić to po prostu cisnąć przed siebie. I tak jak trasę około trzydziestu kilometrów z Uniejowa do Koła pokonywałem prawie cały dzień, a trasę z Koła do Sokolnik pokonałem w niecałe cztery godziny. Ta różnica wynika z faktu, że już nie rozglądałem się na boki tylko byłem skupiony na celu.
To tyle z tej relacji, zapraszam na kolejne.
One Comment
Michał Gogogo
No i super 😛